sweetspoon.pl

Urodzinowy tort z kremem cytrynowym i frużeliną z owoców leśnych

Urodzinowy tort z kremem cytrynowym? Na co mi teraz tort? Ano, powiedziałam M., żeby mi na 30-stkę żadnego nie kupował, bo sama sobie zrobię. Urodziny miałam w lutym, teraz jest koniec marca, widzicie więc, że od planu do realizacji trochę mija 😉 Śmieszna rzecz jest taka, że ja nie lubię robić tortów! Naprawdę. Mam uraz po tym, jak pracowałam w kawiarni i robiłam torty na zamówienie – ile razy coś nie wyszło i musiałam zaczynać od nowa, wiem tylko ja. Wyobraźcie sobie sytuację, gdy przychodzi klient na chwilę przed zamknięciem z pytaniem czy zrobimy tort na drugi dzień. No oczywiście, że zrobimy, bo jakże by inaczej! A byłam wtedy na etapie robienia kremu maślanego na bazie bezy szwajcarskiej, co jednak trochę trwa, mimo faktu, że świetnie się nim dekorowało. I w momencie gdy ogrzewałam białka z cukrem nad kąpielą wodną, wysiadł prąd. I dodatkowo z którejś rury wylała się woda, która zalała większość podłogi. Skończyłam o takiej godzinie, że nie miałam już normalnego autobusu do domu (a może ktoś już go skończył za mnie? Nie pamiętam :p). Poza tym, tort to duuuużo więcej pracy niż przeciętne ciasto i zwyczajnie mi się nie chce.

Także co mi odbiło? Moja ambicja! Wymyśliłam więc sobie tort, z mascarpone i lemon curdem, które w połączeniu tworzą najlepszy krem cytrynowy. Chciałam zrobić też frużelinę, bo do pracy z żelatyną nie pałam wielką miłością (nie ma nic gorszego niż mus, który się nie zsiadł). I jeszcze zamarzyło mi się, żeby nie robić tortu na biszkopcie, tylko cięższym, ucieranym cieście. Znacie te historie z cienkimi blatami po brzegi nasączonymi „pączem” pełnym wstrętnego aromatu migdałowego albo śmietankowego? No właśnie. Żeby zrobić ten mój tort z kremem cytrynowym siedziałam 3 dni i robiłam potrzebny „risercz” i planowałam co zrobić po kolei, żeby nie popełnić harakiri, gdy przyjdzie mi robić wszystko na raz przy Kajetanie. Udało się! Miały być jeszcze karmelizowane cytryny i różowe kwiaty do dekoracji, ale nauczyłam się cieszyć tym co mam odkąd jestem mamą, są więc forsycje z ogródka 😉

Jeszcze jedna anegdotka związana z tortem i już Wam zostawiam przepis… Mianowicie to tort, według mnie, był najsłabszym punktem naszego wesela. Tak, tort na weselu sweetspoona! W Warszawie swego czasu znane były dwie siostry, które wprowadziły na salony nowe smaki i wygląd tortów weselnych – zakochałam się w ich pomysłach! Wymyśliłam sobie ten nasz tort, połączenia smakowe i wygląd – miał być marchewkowy z mascarpone, masłem orzechowym i malinami. Generalnie był, ale nie dało się go normalnie ukroić, bo się rozpadał i był suchy. Nawet nie chcecie wiedzieć jaka byłam zła. A jaką minę wtedy miałam, możecie zobaczyć na zdjęciu na samym dole strony (wyciągnięte z rodzinnych, komórkowych archiwów). Bekę mam z niego do tej pory ;).

Na szczęście mój tort nie jest takim niewypałem (ufffff). Aczkolwiek jeśli nie chcecie za bardzo ryzykować, upieczcie go na standardowym biszkopcie – ja pierwszy raz upiekłam genueński, który jest cięższy, bardziej stabilny, ale też może okazać się za trudny dla początkujących. Mój wyszedł nieźle, ale nie jest idealny. Równie dobrze możecie upiec blaty czekoladowe – to połączenie smakowe też się sprawdzi! Blaty były pieczone w bardzo małych tortownicach, ale proporcje wystarczą na jedną o śr. 23 cm

tort z kremem cytrynowym i frużeliną z owoców leśnych

Frużelina:

Zacznij od frużeliny – 1 łyżkę żelatyny zalej 2 łyżkami wody i odstaw do napęcznienia. Owoce wrzuć do garnka, dodaj cukier i trzymaj na małym ogniu aż cukier się rozpuści, a owoce puszczą sok. Dodaj sok z cytryny i mąkę ziemniaczaną, wymieszaj, zagotuj i zdejmij z ognia. Dodaj napęczniałą żelatynę, wymieszaj i odstaw do ostygnięcia.

Krem z Lemon curd: 

W misce połącz za pomocą rózgi mascarpone, cukier i lemon curd. W osobnej misce ubij na sztywno śmietanę i dodaj w dwóch turach do masy serowej za pomocą szpatułki. Schowaj do lodówki, zanim wszystko zjesz sama 😉

Blaty: 

  1. Jajka wkładam do ciepłej wody na kilkanaście minut, żeby się ogrzały. W tym przepisie biszkopt rośnie tylko dzięki ubitym w całości jajkom – nie ubijamy tu osobno białek. 
  2.  Przesiewam mąkę i rozpuszczam masło.
  3. Przygotowuję kąpiel wodną (pamiętajcie, żeby dno miski nie dotykało tafli gotującej się wody), stawiam na garnku miskę, do której wcześniej wbijam ogrzane jajka, cukier i ekstrakt (trzymam na małym ogniu, ale woda ma się gotować). Mieszam wszystko w kąpieli wodnej aż cukier się rozpuści, a masa jajeczna będzie ciepła – wystarczy dotknąć palcem. 
  4. Ściągam miskę i od razu ubijam mikserem przez ok. 10 minut – napowietrzam masę i zwiększam jej objętość.
  5. Cały czas ubijając, tylko teraz na wolnych obrotach, dodaję masło delikatną stróżką.
  6. Na koniec wsypuję przesianą mąkę i za pomocą szpatuły łącze z pozostałymi składnikami – szpatułą zgarniam masę z dołu ku górze.
  7. Wlewam masę do tortownicy o śr. 23 cm z dnem wyłożonym papierem do pieczenia, bokami wysmarowanymi masłem i obsypanymi mąką. Piekarnik musi mieć 175 stopni.
  8. Piekę biszkopt ok. 35 minut do tzw. suchego patyczka. Ja swoje 2 osobne biszkopty piekłam 25 ze względu na mniejszą średnicę. Po upieczeniu wyciągam tortownicę i rzucam nią o podłogę, żeby biszkopt był płaski. Wyjmuję biszkopt z tortownicy dopiero po ostygnięciu.

Składanie tortu:

Przekrojone blaty nasączam wodą. Kremem cytrynowym napełniam rękaw cukierniczy i nakładam go na początku tylko na brzegi blatu – w ten sposób frużelina nie „ucieknie”. Do wewnątrz nakładam frużelinę, a na nią porcję kremu i wszystko wyrównuję. Powtarzam tak z każdym blatem. Teraz tort można schłodzić, a potem zjeść w samotności 😀

Przepis na biszkopt i frużelinę po lekkich modyfikacjach wykorzystałam z Moich Wypieków.

PS. Tak, to jest to zdjęcie.