Jeśli miałabym myśleć o najlepszym sposobie na krakowski spleen, to byłaby to szarlotka, herbata z sokiem malinowym i… naleśniki właśnie. Bo co może być lepszego niż sterta rumianych placków czekających tylko aż posmarujesz je malinowym dżemem, nutellą, prażonymi jabłkami z cynamonem, czy domowym twarożkiem? A jak za oknem nie ma słońca, to naleśniki są wybitnym towarzyszem jesiennych cierpień.
W Krakowie natomiast nadchodzi czas walki ze smogiem, walki o każdy promyk słońca przenikający przez zabrudzone okna i nadziei, że tym razem się nie podusimy. Pocieszać się będę kolejnymi porcjami kalorii do rozdysponowania 🙂
Przepis na naleśniki pochodzi z książki Michela Roux „Jajka”. Naleśniki nigdy nie były moją mocną stroną – w domu zawsze robiła je mama. To jest jedyny przepis, z którego jestem zadowolona. W ramach frustracji, zróbcie z podwójnej porcji.
Naleśniki Michela Roux
Składniki na ok. 10 naleśników:
- 125 g mąki
- 15 g drobnego cukru
- szczypta soli
- 2 jajka
- 325 ml mleka
- 100 ml śmietany kremówki
- kilka kropli ekstraktu waniliowego
- tłuszcz do smażenia (ja smażę na niewielkiej ilości masła lub oleju kokosowego)
Krok 1: Mąkę, cukier, sól wsypać do miski. Dodać jajka i krótko zmiksować, dolewając 100 ml mleka (czyli nie wszystko!). Miksując, dolać stopniowo resztę mleka i śmietanę. Odstawić na ok. 1h (ja odstawiam na 40 min.)
Krok 2: Przed smażeniem mieszamy jeszcze ciasto i dodajemy ekstrakt waniliowy. Patelnie smarujemy delikatnie masłem/olejem kokosowym u smażymy ok. 1 min.
Teraz możecie smarować je czymkolwiek chcecie!
Zdjęcie jest jedno, ponieważ było robocze i nieplanowane 🙂