To już miesiąc jak jestem w Krakowie. Za mną dwie mniejsze przeprowadzki i ta największa, która wiązała się z pokonaniem 300 km w zapakowanym po brzegi samochodzie. W kartonowych pudłach wiozłam cały dorobek mojego życia. Przez ten dorobek rozumiem oczywiście skrupulatnie kolekcjonowane talerze, talerzyki, ceramiczne formy do pieczenia, które są moim oczkiem w głowie, zestawy kolorowych papilotek, mniejsze i większe patery, kokilki, foremki do panna cotty, posypki do ciast, ciężkie, drewniane podkłady do zdjęć i tysiąc innych rzeczy, bez których nie wyobrażałam sobie mieszkania w nowym miejscu (jeśli nie świecą Wam się oczy, jak to czytacie, nie zrozumiecie 😉 Wszystko dojeżdża w całości. Potem dopiero zaczyna się najgorsze: okazuje się, że niekoniecznie jest tyle miejsca na moje graty, trzeba dokupić szafkę, a okna północne uniemożliwiają mi robienie zdjęć w tych samych warunkach co wcześniej. Chwilowy bunt i zwątpienie. W tamtym momencie przestałam lubić Kraków. Okazało się, że potrzebny jest softbox, a ja muszę się podszkolić technicznie, więc nici z pieczenia (ciasta się po to przecież piecze, żeby im robić zdjęcia, a nie żeby je jeść, prawda?).
Jak w takich warunkach przeżyć i nie zwariować? Najlepiej mieć urodziny, na które dostajesz softboxa, znajomego, który jest w stanie pożyczyć ci dodatkowe oświetlenie i kogoś, do kogo można się przytulić i kto rozumie twoją pasję, jęki i narzekania 😉
Sytuacja opanowana, a to moje pierwsze krakowskie ciasto. Podobno nie mogę jeść zbyt dużo kawałków, bo nie zmieszczę się w suknię ślubną. Ale kto by się tym przejmował! To najprostsze i najlepsze ciasto czekoladowe, jakie do tej pory zrobiliście, obiecuję 🙂
Składniki: (w temp. pokojowej)
- 300 g gorzkiej czekolady
- 5 jajek
- 200 g masła
- 0,5 szklanki mąki migdałowej (do kupienia w Lidlu)
- 1 szklanka brązowego cukru
- 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
- 0,5 łyżeczki proszku do pieczenia
- garść mrożonych malin
Krok 1: W kąpieli wodnej rozpuść czekoladę połamaną na kawałki i masło. Odstaw do ostygnięcia.
Krok 2: Nastaw piekarnik na 180 stopni, dno tortownicy o średnicy 23 cm wyłóż papierem do pieczenia.
Krok 3: W misce zmiksuj przez chwilę jajka z cukrem. Dodaj ekstrakt waniliowy, masę czekoladową, mąkę migdałową i proszek do pieczenia. Miksuj do połączenia się składników. Wylej ciasto do formy i powkładaj do środka mrożone maliny.
Piecz ok. 1h 10 min do „suchego patyczka”. Wyjmij z piekarnika, a po ostygnięciu włóż do lodówki.
Hej!
Na pewno tylko 0.5 szklanki maki migdalowej? To troche malo chyba …
Ale ciacho wyglada smakowicie.
m.
Monika,
0,5 szklanki w zupełności wystarczy. Zamiast mąki migdałowej można dodać tylko 2 łyżki mąki pszennej i upiec już bez malin – będzie tak samo dobre 🙂
Pozdrawiam i powodzenia!